poniedziałek, 12 grudnia 2016

Prezenty pod choinkę. Inspiracje.

Jak co roku każdy z nas zastanawia się co sprawić najbliższym pod choinkę. Dwoimi się i troimy, ale w natłoku obowiązków i ograniczonego czasu trudno nam o kretywne prezenty. Ja już swoją listę stworzyłam, choć zajęło mi to trochę czasu. A poniżej kilka moich propozycji. Być może nie kupiliście jeszcze prezentu, a któraś z moich propozycji przypadnie Wam do gustu :)

Dla Niej: Mamy, Siostry, Cioci, Przyjaciółki, Koleżanki.

1. "Hugge. Duńska sztuka szczęścia." - tej książce poświęce osobny post z recenzją, ale ja w tym roku zakupiłam kilka sztuk, aby obdarować nimi najbliższe mi osoby, które w natłoku zajęć i obowiązków, zapominają czasem o odrobinie przyjemności i szczęścia. Sama wpadłam w tę pułapkę, a przyjemności każdego dnia są tuż obok nas. Idealny prezent dla przyjaciółki.

Cena: 39,99 zł.




Zdjęcie: TUTAJ

2. "Zdrowe gotowanie by Ann", czyli książka kucharska Anny Lewandowskiej. Przyznam szczerze, że nie śledzę jej prac oraz projektów, ale szukając prezentu dla kogoś z rodziny wpadła mi w ręce jej najnowsza książka z przepisami kulinarnymi. Przewertowałam kilka stron, przeczytałam kilka przepisów i okazało się, że zamiast jednej książki włożyłam do koszyka trzy. W tym jedną książkę zakupiłam dla siebie, bo łączy w sobie smaki, które lubię ze zdrowymi przepisami, a staram się jeść świadomie, ale smacznie. Tak więc jeżeli jesteście fankami dobrego, zdrowego i nieskomplikowanego jedzenia to na pewno znajdziecie tutaj sporo ciekawych przepisów.

Cena: 59,90 zł.




Zdjęcie: TUTAJ


3. Massimo Dutti szal - tego typu prezent jest zawsze mile widziany, a w szafie nigdy nie zabraknie miejsca na kolejne tego typu cuda.

Cena: 149 zł.


Zdjęcie: TUTAJ

4. Bransoletka Orska - jestem fanką biżuteri projektowanej przez Orską więc sama mam kilka jej bransoletek w domu i żadna jeszcze mi się nie znudziła, a mam je już kilka lat. Czasem szkoda nam wydać pieniądze na tego typu akcesoria więc możemy sprawić komuś ogromną radość takim upominkiem.

Cena: 360 zł.

Zdjęcie: TUTAJ

Cena: 160 zł. 


Zdjęcie: TUTAJ

Cena: 260 zł. 


Zdjęcie: TUTAJ


5. Mokosh Cosmetics - genialne naturalne kosmetyki, które ujmują prostotą i estetyką, a przede wszystkim filozofią eko. Sama otrzymałam je od przyjaciółki w prezencie i od pierwszego użycia się w nich zakochałam. Można kupić pojedyńcze kosmetyki, a także całe zestawy.

Cena: od 59 zł. do 225 zł.


Zdjęcie: TUTAJ

6. Kapcie Oysho - najlepszy prezent jaki każda z nas może dostać. Ciepłe wygodne kapcie idealne na zimowe dni i wieczory.

Cena: ok. 80-100 zł.



Zdjęcia: TUTAJ

7. Portfel Tous - prezent dla każdej kobiety.

Cena: 179 zł.
Zdjęcia: TUTAJ





 
Dla Niego: Taty, Przyjaciela, Chłopaka, Narzeczonego.

1. Fujifilm Instax Mini 8 - idealny prezent dla osób, które lubią zatrzymywać ważne momenty na dłużej, czy to z ważnych momentów w życiu, czy spotkań z rodziną i przyjaciółmi. Aparat nie tylko pozwoli uchwycić chwilę, którą chcemy zatrzymać, ale od razu drukuje zdjęcie, które możemy przywiesić na lodówce lub ulubionej tablicy, aby móc do tych momentów jak najczęściej wracać.

Cena: 279 zł.



Zdjęcie: TUTAJ

2. Książka "Make Life Harder. Przewodnik po polityce i nie tylko" - świetna książka, która poprawia humor nawet w najtrudniejszych momentach. Polecam nie tylko płci męskiej.


Cena: ok. 30 zł.




Zdjęcie: TUTAJ

3. Zegarek Diesel - prezent, którym żaden mężczyzna nie pogardzi, a zawsze można znaleźć tańszy odpowiednik.

Cena: od 450 zł. do 1300 zł.



Zdjęcia: TUTAJ

4. Kolekcja płyt "Star Wars" - na pewno każdego Pana ucieszy taki prezent pod choinką.

Cena: ok. 180 zł.


Zdjęcia: TUTAJ


5. Gra planszowa Korporacja - jeżeli ktoś lubi gry planszowe to na pewno przypadnie mu i ta gra do gustu :)

Cena: 127 zł.


Zdjęcie: TUTAJ


6. Komiksy np. "Wiedźmin" - ostatnio Panowie lubią zaczytywać się w komiksach więc jeżeli jeszcze nie macie prezentu to może właśnie taki upominek kupicie pod choinkę.

Cena za jeden tom: ok. 47 zł.


Zdjęcia: TUTAJ


Tak więc jeżeli nie macie jeszcze prezentów na  Święta to mam nadzieję, że coś wybierzecie z powyższej listy. A jak macie jakieś ciekawe propozycje to sama chętnie z nich skorzystam :)









wtorek, 6 grudnia 2016

Lion. Droga do domu.

Dawno nie było mnie w kinie więc zaległości mam w tym obszarze spore, a jestem uzależniona od dobrego niszowego kina. Tęskniąc za dużym ekranem postanowiłyśmy z przyjaciółką obejrzeć film, który wszedł do kina 2 grudnia i nie należy niestety do kina niszowego, ale za to film oparty na faktach, a takie hostorie zawsze są dla mnie ciekawe - "Lion. Droga do domu".

Tytułową rolę Saroo gra Dev Patel, którego mogliście już zobaczyć w Slumdogu. Dziewczynę Saroo, czyli Lucy gra niezwykła Rooney Mara, którą mogliście z kolei oglądać np. w "Dziewczynie z tatuażem". W filmie występuje również świetna, jak w każdej roli, Nicol Kidman. Nicole wciera się w rolę przybranej mamy Saroo.

Film opowiada historię chłopca, który w wieku 5 lat, czekając na stacji kolejowej na brata, wsiada przez przypadek do pociągu i w nim zasypia. Budzi się po pewnym czasie, gdy pociąg jest już daleko od domu. Tak przez kilka dni przemierza Indie docierając do Kalkulty, gdzie finalnie trafia do sierocińca. Stamtąd jest adoptowany przez parę Australijczyków i tak trafia do tzw. lepszego świata, gdzie dorasta i staje się mężczyzną, zaznaje na nowo bliskości i matczynej miłości. Jednak w każdym z nas drzemie chęć poznania swoich własnych korzeni i tak rzuca wszystko, aby dowiedzieć się kim jest i gdzie jest jego dom. Szczegółów nie będę zdradzać, jeżeli wybieracie się na film do kina.

Historia prawdziwa. Wzruszająca. Niesamowicie pięknie opowiedziana. Trochę za bardzo w amerykańskim stylu, ale na 10 punktów przyznałabym 8,5.

Na pewno musicie nastawić się na sceny czasem drastyczne, obdzierające ze złudzeń, ale pełno w tym filmie nadziei, miłości i przywiązania do najbliższych.

Jeżeli jescze nie wybraliście się do kina lub nie czytaliści książki to gorąco Was zachęcam, aby zapoznać się z tą historią, która zapewne zdarza się raz na milion przypadków, ale to właśnie takie historie pokazują, że warto marzyć, tęsknić i walczyć.









Źródło: TUTAJ

piątek, 2 grudnia 2016

Wspomnienie Bali.

Odkąd wróciłam z Bali minęło już ciut ponad dwa tygodnie. Tak więc czas najwyższy na podsumowanie kolejnej wyprawy i krótkie wspominki, a także praktyczne porady.

Bilety na Bali wykupiliśmy już w czerwcu, co pozwoliło nam na osiągnięcie bardzo korzystnej ceny, bo kupiliśmy je w promocji. Hotelu sami nie wybieraliśmy, bo jako że wybraliśmy się na wyjazd stricte surfingowy tym razem, to zaufaliśmy znajomym, którzy byli tu już nie raz i mogli polecić nam idealne dla początkujących spoty. Tym kluczem trafiliśmy do hotelu znajdującego się na zachód od Denaspar tuż nieopodal Medewi, jednego z najbardziej popularnych spotów surfingowych. Nasza miejscówka nosiła nazwę Brown Sugar.

Jeżeli szukacie miejsca totalnie oddalonego od turystów i ulicznego zgiełku to jest to miejsce idealne. Położone nad samym oceanem, wśród pól ryżowych. Na miejscu jest dostęp do WiFi oraz basenu. W cenę hotelu wliczone jest śniadanie. Pozostałe posiłki możecie również zjeść na miejscu więc nie musicie szukać po okolicznych miejscowościach restauracji, aczkolwiek ja akurat lubię taki tryb spędzania wakacji. Jak dla mnie miejsce ma jednak kilka minusów, które w zasadzie należy przewidzieć wybierając się do Azji i nie tylko. Niestety wieczorem pojawiają się karaluchy wielkości kciuka. W związku z tym, że hotel ulokowany jest wśród samych pól ryżowych, dlatego mieliśmy polnych gości w postaci myszy czy szczura, który regularnie odwiedzał nasze domki w poszukiwaniu jedzenia. Na szczęście nie miałam okazji go spotkać, ale notorycznie sprzątałam po nim ślady, które pozostawiał po swojej wizycie. Jeżeli szukacie miejsca, gdzie można przyjechać z małymi dziećmi to to miejsce zdecydowanie odpada. Nie dość, że piasek na plaży jest czarny i błotnisty więc nie zachęca do spędzania czasu na plaży, oprócz lekcji surfingu, to sam hotel nie posiada infrastruktury przystosowanej do przyjęcia małych szkrabów.

Pomimo tego, że nasz hotel ulokowany był niecałe 50 km od Ubud (jedno z najbardziej znanych miejsc na Bali, gdzie kręcony był film "Jedz, módl się, kochaj") to dostanie się tam graniczyło prawie z cudem. Niestety jazda samochodem to istny koszmar. Pozistaje więc skuter, ale tutaj trzeba się liczyć z dość dużym ryzykiem wypadku, bo zanim opanuje się brak jakichkolwiek zasad na drodze to jednak chwila mija. Dodatkowo smog i ilość spalin, którą się wdycha jadąc w ciągu ciężarówek powoduje, że po jakiś 30 minutach zaczyna gryźć w gardle, a głowa zaczyna powoli dopominać się o świeże powietrze i tabletkę przeciwbólową. Tak więc, gdy kolega na lotnisku mi powiedział, że mamy jeszcze 70 km do naszego hotelu więc przed nami jakieś 3,5 godziny jazdy to nie chciałam uwierzyć. Niestety okazało się to prawdą więc moje wycieczki ograniczały się do jeżdżenia po okolicznych wioskach i podziwiania naprawdę niesowitej przyrody, która od razu mnie zauroczyła swoim kolorem, dzikością, nieprzewidywalnością.



















 Jeszcze kilka zdjęć balijskich potraw, które no cóż... nie urzekły mnie swoim smakiem, tak jak urzekły mnie smaki Tajlandii. Jedzenie jest bardzo tanie i za zupę zapłacimy ok. 1,5 zł. ale jest ona zupełnie bez smaku i gdyby nie ostre przyprawy, to byłaby to zwykła woda zagotowana na kilku liściach kapusty. No ale może po prostu nie można mieć wszystkiego.





A na koniec kilka zdjęć z urodzin, które mieliśmy okazję obchodzić podczas naszego wyjazdu. W tym roku świętowaliśmy je po balijsku. Był tort, tańce i swawole :)







Wszystkie zdjęcia wykonał mój kolega Daniel Christ, a niesowitych podróżniczych wyzwań dostarczyła nam Paulina Ziółkowska z Aloha.pl.