niedziela, 10 kwietnia 2016

Kuchenne rewolucje

Wiosna nadeszła, choć ostatnio pogoda nie dopisuje, ale mam nadzieję, że to tylko przejściowy stan i na zbliżającą się majówkę zawita słońce i ładna pogoda :) A tymczasem razem z ukochaną sąsiadką postanowiłyśmy skorzystać z wiosennych uroków i rozpocząć sezon grillowy. Tak więc w sobotni wieczór, wraz ze znajomymi, oficjalnie otworzyliśmy sezon grillowy.
Potraw na tę okoliczność było sporo, a jako że lubię gotować to postanowiłam przygotować chleb domowej roboty z suszonymi pomidorami i tymiankiem, kurczaka w panierce z herbatnkików, czosnku, pietruszki i masła oraz brownie z sosem buttescotch.







W dzisiejszym poście chciałabym się z Wami podzielić przepisem na nieziemsko pyszne czekoladowe brownie.

Przepis na brownie znalazłam w najnowszej książce "What Katie Ate: weekend Katie", którą gorąco polecam osobom, które lubią potrawy z warzyw, a mięso spożywają tylko od czasu do czasu. Znalazłam w niej sporo fajnych i smacznych przepisów. W swojej biblioteczce posiadam jej ostatnią książkę kucharską, ale niestety było w niej, jak dla mnie, za dużo mięsnych przepisów i rzadko z niej korzystam. Przepis na brownie wykorzystałam na grillowy wieczór, aby trochę osłodzić spotkanie, ale świetnie pasuje na każdą inną okazję. Także wtedy, gdy po prostu mamy chrapkę na coś słodkiego i pysznego.


Podwójne czekoladowe brownie z sosem butterscotch.


Składniki:


  •  110 g masła roztopionego i lekko schłodzonego
  • 1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
  • 1/2 szklanki cukru pudru
  • 3 jajka z hodowli ekologicznej
  • 3/4 szklanki mąki pszennej
  • 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1/2 szklanki kakao w proszku, przesienago
  • 2 łyżki mleka
  • 100 g dobrej jakości gorzkiej czekolady, drobno posiekanej
  • 250 g wiśni ze słoika, dokładnie odsączonych
  • cukier puder do posypania
Słony sos butterschotch:
  • 2/3 szklanki brązowego cukru
  • 1 szklanka śmietany kremówki
  • 75 g masła, pokrojonego w kostkę
  • 1/4 łyżeczki soli morskiej, pokruszonej w moździerzu
Włącz termoobieg i rozgrzej piekarnik do temperatury 180 stopni C. Natłuść i wyłóż papiereme do pieczenia dno i boki brytfanki o wymiarach 28 cm x 18 cm x 3 cm.

Przygotuj sos butterscotch. Umieść wszystkie składniki w rondlu i doprowadź do wrzenia, często mieszając. Gotuj na małym ogniu ok 15-20 min, aż sos zgęstnieje i stanie się gładki. Odstaw do wystygnięcia.

Do miski wlej roztopione masło i ekstrakt z wanilii, wsyp cukier puder, wbij jajka i wszystkie składniki wymieszaj. Przesiej do masy mąkę, proszek do pieczenia oraz kakao i mieszaj drewnianą łyżką, aż powstanie ciasto. Wmieszaj do ciasta mleko, następnie posiekaną czekoladę i wiśnie.

Przełóż połowę ciasta do brytfanki i wygładź jego wierzch. Nałóż warstwę toffii i przykryj resztę ciasta. Piecz 35-40 min lub do czasu, aż ciasto będzie dobrze upieczone w środku, a z wierzchu lekko popęka.

Po wyjęciu pozostaw ciasto w brytfance do całkowitego wystygnięcia i dopiero wówczas pokrój je na porcje. Przed podaniem posyp cukrem pudrem.

Mam nadzieję, że ciasto zasmakuje Wam tak samo, jak mi :)






A po wieczorze pełnym pyszności i w doborowym towarzystwie jajka z pomidorami i siedmioma libańskimi potrawami to wręcz idealny początek kolejnego dnia.



A na koniec jeszcze dwie stylizacje, które ostatnio mnie oczarowały, a może staną się dla Was inspiracją na wiosenne dni.


Źródło: The Sartorialist

I propozycja znalexiona na moim ostatnio ulubionym blogu Garance Dore. Wersja na codzień i do pracy, a także wersja wieczorowa tego samego stroju. Dla mnie świetny pomysł i rozwiązanie, a do tego wygodne i eleganckie.




Tym samym życzę Wam miłego początku tygodnia :)


sobota, 2 kwietnia 2016

Wiosenne porządki i kulinarne wyzwania

No i w końcu mamy wiosnę! Yupi! Strasznie się cieszę, bo w końcu mamy długie dni, po pracy można wyjść na longboard czy pobiegać w przyjemnej temperaturze i w końcu można schować zimowe rzeczy głęboko do szafy. Nie wiem jak Wy, ale ja co roku chowam do kartonów zimowe rzeczy i na półkę wykładam letnie. W zeszłym tygodniu schowałam wszystkie zimowe buty, a wyłożyłam mokasyny i baletki, w których od kilku dni namiętnie chodzę.

W ten weekend postanowiłam otworzyć sezon ogródkowy. Tak więc prawie cały dzień spędziłam na rozkładaniu mojego mini stolika z krzesłami, przy którym piję kawę popołudniami, sadziłam bratki w doniczki i relaksowałam się gotując wszelakie potrawy. Dzisiaj chciałabym się podzielić z Wami przepisem na bardzo prostą sałatkę, którą znalazłam w książce kucharskiej, którą posiadam już prawie dwa lata (tak więc nawet po takim czasie można dokonywać ciekawych odkryć :)) oraz wiosną, której świadkiem była Dorotka.

Leniwa sobota zachęciła mnie również do zakupów, którymi jestem szczerze zachwycona. Zakupiłam książkę kucharską: What Katie Ate "Weekend Katie" oraz najnowszą płytę Adel, w której jestem zakochana. Tak więc wiosenne porządki umilały mi najnowsze utwory artystki oraz kieliszek białego wytrawnego wina.

Przepis na sałatkę z odrobinę wasabi "Sałatka z fenkułu i jabłka z wasabi".

SKŁADNIKI:

2 małe fenkuły
2 średnie ogórki szklarniowe
1 kwaśne jabłko
4 łyżki posiekanego koperku
2 łyżki soku z cytryny

SOS

1 łyżeczka wasabi
2 łyżki wody
4 łyżki oliwy z pierwszego tłoczenia
sól
czarny pieprz

Fenkuł należy przekroić na pół, wykroić twardy głąb, a potem pokroić na cienkie pióra. Ogórki kroimy na cienkie plastry, a jabłko obieramy i kroimy w kostkę i skrapiamy sokiem z cytryny. Dodajemy koperek.
W szklance łączymy wasabi z wodą tak aby wasabi dobrze się rozpuściło. Dodajemy oliwę, sól i pieprz i mieszamy. Polewamy sałatkę i dokładnie mieszamy wszystkie składniki.





A to wszystko w towarzystwie oto tego młodego dżentelmena, który obecnie śpi na fotelu po prawie całym dniu spędzonym na dworze i najnowszej płyty Adele. Tym razem na winylu.





A poniżej przepiękna wiosna według Dorotki. Link do strony autorki zdjęć znajdziecie TUTAJ.











Miłego wiosennego weekendu Wam życzę Kochani! :)

sobota, 26 marca 2016

Święta Wielkanocne na Mazurach

Już od trzech lat Święta Wielkanocne spędzam z rodzinką w tym samym miejscu, czyli w Krutyni w pensjonacie Szuwary, o którym już wspominałam kilka razy i gorąco Wam polecam to miejsce na weekendowy i nie tylko odpoczynek.

Choć na dworze jest chłodno to cudownie jest spędzić czas, który zazwyczaj poświęca się na nasiadówki przy syto zastawionym stole, na spacery, odwiedziny ulubionych miejsc, poczytanie książki, na którą nie ma się czasu w tygodniu, bo pracowe i domowe obowiązki zaprzątają naszą głowę.

Nie będę się rozpisywać, bo w końcu mamy Święta i czas, który powinniśmy poświęcić rodzinie, przyjaciołom i choć odrobinę sobie.

Tak więc przy tej okazji chciałabym Wam życzyć cudownych Świąt. Czasu, który poświęcicie tym najbliższym, pięknych i smacznych ciast, a przede wszystkim odpoczynku i chwili dla siebie.

A tak wyglądają Święta na Mazurach, czyli w krutyńskich Szuwarach.











A na spacerze spotkać można zakochane drzewa, czyli dąb oplatający sosnę w miłosnym uścisku.






Wesołych i smacznych Świąt!

sobota, 12 marca 2016

Śniadanie w Paris Petit & wielkanocne przygotowania

Ostatnio będąc w Poznaniu umówiłam się na śniadanie z moją przyjaciółką i jej dwuletnim synkiem. Młody uczestnik spotkania miał swoje wymagania. Po pierwsze musiał mieć przestrzeń do biegania, a po drugie musiał mieć coś smacznego do zjedzenia. Propozycja padła na Paris Petit. Lokal znajduje się w Starym Browarze w Poznaniu. Możecie powiedzeć, że siedzenie w kawiarni w centrum handlowym to mało przyjemna sprawa. I generelnie zgadzam się z taką opinią, bo sama jestem zagorzałą przeciwniczką spędzania czasu w takich miejscach. Stary Browar jednak ma zupełnie inny charakter niż tylko czysto handlowy. To miejsce, które skupia się na aspektach artystycznych i estetycznych niż na tym, aby powstawały nowe sklepy z modnymi markami. Dlatego tak lubię przebywać w tej przestrzeni. Nie czuję się tam tak, jakbym była w centrum handlowym, a masa sklepów mnie tam nie przytłacza, bo Stary Browar zaprojektowany jest tak, aby dominowała otwarta przestrzeń.

Ale wracając do meritum. Petit Paris to świetne miejsce znajdujące się w nowej części Browaru zaraz obok szachownicy. Ten kto pochodzi w Poznania to doskonale wie o czym piszę, a kto jeszcze nie miał okazji tutaj zajrzeć może zobaczyć na poniższych zdjęciach o jakiej szachownicy mowa :)

Wybór świeżego pieczywa i różnorodność kanapek od razu mnie urzekła. Z menu na śniadanie wybrałam biały twaróg podawany ze świeżym chlebem i masłem, sok świeżo wyciskany i kawę. Za całość zapłaciłam 32 zł., a dodam, że porcja śniadaniowa była niemała. Tak więc uważam, że cena dość przystępna.  Oprócz kanapek, świeżego pieczywa, które możecie zakupić do domu, w ofercie znajdziecie naleśniki i doskonały wybór słodkości, a to wszystko w bardzo przyjemnej atmosferze i świetnej estetyce. Osobiście bardzo lubię takie wnętrza i może dlatego tak dobrze się tam czułam. Dla mnie nie będzie to tylko miejsce spotkań ze znajomymi, ale chętnie zaszyję się tam z gazetą i komputerem, jak będę miała coś do przygotowania. Lubię pracować poza domem i biurem, bo to wyzwala we mnie kreatywność i daje poczucie przestrzeni czasowej i zadaniowej.

Petit Paris - link do strony znajdziecie TUTAJ. Mam nadzieję, że spodoba Wam się to miejsce i jak będziecie w Poznaniu to tutaj zajrzycie chociażby po świeżą bagietkę na śniadanie czy kolację.

 








Zdjęcia: własne









Zdjęcia: Petit Paris

W Starym Browarze trwają już przygotowania do zbliżającej się Wielkanocy.



Zdjęcia: własne

Miłego kolejnego tygodnia Wam życzę i miłych przygotowań do zbliżających się Świąt :)







środa, 2 marca 2016

Śniadanie w Milanovo Bread Wine Cafe

Moje ostatnie weekendy spędzam na zajęciach na studiach, uczestniczę w konsultacjach społecznych w ramach projektu, który współprowadzę albo jak ostatnio choruje. Był jednak taki piękny czas zaraz po moim powrocie z urlopu, że znalazłam chwilę na śniadanie w mieście. Jestem raczej typową sową więc naprawdę ważna sprawa musiała spowodować, że o godzinie 10:00 szukałam na mieście czegoś do jedzenia, bo zazwyczaj o tej godzinie w weekend włączam ekspres do kawy, albo przewracam się na drugi bok. 

Tak więc przez przypadek trafiłam do niedawno otwartego miejsce, które znajduje się na Mokotowie, a nazywa się Milanovo Bread Wine Cafe. Nie jest to jednak zupełnie nowy koncept, ponieważ jest to jedno z moich ulubionych miejsc na Wilanowie, gdzie można uraczyć się naprawdę dobrą włoską kuchnią. Okazało się, że na początku tego roku postanowili otworzyć drugie miejsce o tej samej nazwie z dostępną kartą śniadań. Knajpka jest mała i ciasna, ale dość przyjemnie urządzona. Może jak dla mnie ciut za dużo pasteli, bo raczej wolę surowe i industrialne przestrzenie, ale to jest kwestia gustu. Jedzenie jest bardzo smaczne, a przede wszystkim świeże. Pasta z rozmarynu i suszonych śliwek jest po prostu obłędna. 

Z karty wybrałam jajka sadzone, chleb z pastą na słodko, a temu wszystkiemu towarzyszył kubek ciepłej kawy. Mało wysublimowany pomysł z mojej strony na śniadanie, ale z drugiej strony po urlopie, gdzie na śniadanie serwowano ryż z podsmażanym kurczakiem, jajka sadzone smakowały wyśmienicie. 

Miejsce idealne dla rodzin z dziećmi, ale także dla tych, którzy chcą przyjść poplotkować lub poczytać książkę. Nie smakowałam dań lunchowych, ale jak tylko będę w okolicy to nadrobię zaległości. 

Ceny, jak na Warszawę przystępne, ale nie jest to najtańsze miejsce. Za śniadanie z kawą musicie się przygotować na ok. 35 zł. 

Jestem ciekawa czy znacie to miejsce i co o nim sądzicie, jeżeli udało się Wam tu dotrzeć... Zbliża się weekend więc jeżeli szukacie miejsca na kawę i małe co nie co to może wstąpicie.

Milanovo Bread Wine Cafe - ul. Puławska 142 (róg Woronicza), Warszawa








Zdjęcia: TUTAJ