niedziela, 18 listopada 2012

Mazurskie wyprawy - podsumowanie

Nawiązując do wcześniej już wspomnianych mazurskich wypraw nadszedł czas na ich podsumowanie.
Ostatni ciepły w tym roku październikowy weekend postanowiłyśmy spędzić na Mazurach. Znalezienie odpowiedniego miejsca wbrew pozorom nie było takie łatwe. Na Mazurach rozpoczął się sezon zimowy i wiele miejsc była w związku z tym wyłączona z użytkowania. Dodatkowo miałyśmy swoje wymagania. Chciałyśmy odpocząć od natłoku codziennych obowiązków, od miasta, od ludzi. Marzyłyśmy o tym, by się wyciszyć i uciec od codziennego pędu jaki Warszawa sama z siebie narzuca.
Szukając odpowiedniego miejsca na naszą wyprawę natknęłyśmy się na Moniówkę - dom położony w Starym Kawkowie niedaleko Olsztyna.
Nadszedł czas naszego wyjazdu. Jako, że jesteśmy prawdziwymi kobietami miałyśmy auto zapakowane najbardziej potrzebnymi rzeczami po sam dach. Zapakowałyśmy aparat fotograficzny, kalosze, komputer, książki i oczywiście kilka butelek wina. Podekscytowane czekającym nas wypoczynkiem i klimatycznym miejscem wyruszyłyśmy w podróż. Po 230 kilometrach i około 3,5 godzinach jazdy samochodem dotarłyśmy na miejsce. Była godzina 23:00 więc zastała nas czarna noc bez lamp i jakiegokolwiek oświetlenia. W oknach domów nie można było się doszukać jakiegokolwiek życia. Wieś spała...
Nasz domek znajdował się na uboczu. Powitała nas właścicielka domu - Monika (stąd nazwa - Moniówka), pies i sześć kotów... I w tym miejscu zaczyna się nasza przygoda. 
Okazało się, że Dominika jest alergiczką i astmatyczką, a na stronie Moniówki nie było mowy o tak licznej gromadzie zwierząt, które są mieszkańcami domu. Tak więc Dominika nie wzięła ze sobą jakichkolwiek leków. Postanowiłyśmy jednak jakoś sobie poradzić z tym problemem i korzystać często ze spacerów na świeżym powietrzu. Monika oprowadziła nas po domu, w którym ma 17 miejsc noclegowych. My otrzymałyśmy pokój z łazienką. Okazało się jednak, że była bez drzwi ;)
Dla gości dostępna była również kuchnia, z której można było korzystać o każdej porze. Postanowiłyśmy więc zasiąść z lampką wina i podelektować się ciszą, która jeszcze wtedy panowała. Chwilę później znów zawitała do nas właścicielka opowiadając o domu, o tym jak tutaj trafiła, skąd pomysł na agroturystykę. Mimochodem wspomniała o prowadzonych w ten weekend warsztatach - Sztuka w obiegu, która mam miejsce w Starym Kawkowie i okolicach. Niestety okazało się też, że w związku z tym na następny dzień dom wypełni 19 dodatkowych osób, które skorzystają z noclegu. Tak więc już na wstępie pożegnałyśmy się z weekendem pełnym ciszy i spokoju.
I to nie był koniec przygód na dziś...
Po wypiciu kilku kieliszków wina postanowiłyśmy pójść spać. Jednak po dotarciu do pokoju okazało się, że mamy gościa. Do naszego pokoju wskoczyła sobie żaba. W ruch poszły miski, miotły, a jako że jesteśmy typowymi mieszczuchami jak się okazało, to cisza nocna została zburzona dźwiękami naszych pisków i wrzasków. Po około 20 minutach udało nam się złapać naszego gościa pod miskę i wypchnąć go na korytarz skąd było już niedaleko do wyjścia. Tutaj oddaje honor Dominice, która doskonale poradziła sobie z całą sytuacją, gdy ja nagrywałam jej poczynania telefonem komórkowym stojąc w bezpiecznej odległości od intruza ;)
Powyższe przygody to tylko namiastka tego co przeżyłyśmy. Każdy kolejny dzień obfitował w kolejne ciekawe wydarzenia. Niemniej jednak chciałybyśmy jeszcze wspomnieć o jednym z ważniejszych naszym zdaniem punktów związanych z samą Moniówką. Po naszym przyjeździe okazało się, że niemile widziane jest tam mięso, a wręcz zabronione jest jego spożywanie, ponieważ właścicielka jest wegetarianką i nie lubi zapachu domu. W związku z tym, że nie zostałyśmy o tym wcześniej poinformowane a miałyśmy w planie wspólnie pogotować i zakupy, które zrobiłyśmy zawierały mięso spotkałyśmy się z dużą krytyką wyrażaną wprost przez cały okres pobytu, zarówno przez właścicielkę, jak i wszystkich gości.
Jeżeli ktoś szuka klimatycznego miejsca, jest wegetarianinem, nie jest alergikiem i astmatykiem, lubi dom pełen ludzi i nie szuka ciszy i spokoju to polecamy to miejsce z czystym sercem ;)






4 komentarze:

  1. wow aż nie wiem czy się śmiać czy płakać :)
    żeby wtrącać się do cudzego jedzenia... no nie wierzę :)
    rodzice też często wynajmują domek na Mazurach latem, ale to, co kto tam robi na czas umówionego pobytu to tylko jego sprawa (dopóki domek stoi cały :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My też miałyśmy wrażenie, że gramy w jakiejś komedii ;) Jak widać można ingerować i wręcz potępiać ludzi za to co jedzą, ale za to co się nosi już nie, bo każdy kto wypowiedział się na temat jedzenia mięsa miał skórzane buty ;)

      Usuń
    2. :), wyjazdy muszą być pełne przygód, żeby było co wspominać :), ale fakt faktem o preferencjach żywieniowych powinno się poinformować...
      też zawsze mnie śmieszy, jak ktoś głośno krzyczy o wegetarianizmie i zakazie noszenia futer, a całą galanterię ma iście "naturalną " w skórce...

      Usuń
    3. Dokładnie tak ;) Nasz wyjazd zapewne zapamiętamy na długo ;)

      Usuń